bajki 6201 Bajek w serwisie



Bajka Dnia z 31.03.2011      
GĄSIENNICA ZOSIA I PRZYJACIELE. cz. I Cześć nazywam się Zosia i jestem małą gąsienicą, a to są moi przyjaciele: biedronka Kamila, pszczółka Kasia, pchełka Funia, ślimak Ponurak, chrabąszcz Obibok i komar Bzyk. Jesteśmy mieszkańcami Srebrnej Polany. Niedaleko niej płynie mały strumyczek. Chcę wam opowiedzieć dzieci o naszych przygodach i wspólnych zabawach.
                                                                                             ZOSIA

POCZĄTEK TĘCZY

       Zosia i biedronka Kamilka siedziały pod ogromnym liściem trawy, ponieważ chronił je przed padającym deszczem. Zastanawiały się, co będą robić przez cały dzień.
- Może policzymy ile kropli deszczu spada koło naszego liścia - powiedziała Zosia.
- Coś ty Zośka, tego nikt nie potrafi. Może pobawimy się w zgadywanki?- zaproponowała Kamilka.
- E tam, nudzi mi się. Chciałabym zrobić coś, coś niezwykłego.
       Gdy tak rozmawiały, przestało padać. Wyszło słoneczko i ukazał im się na niebie piękny widok. To była kolorowa tęcza. Lśniła tak pięknie, że dziewczyny nie mogły oderwać od niej wzroku.
- Wiesz co Kamila, choć my po naszych przyjaciół, pójdziemy i zobaczymy z bliska tę tęczę. A może wdrapiemy się na nią i zobaczymy, jak z góry wygląda nasza Srebrna Polana. Idź po Obiboka i Funię. Ja pójdę po resztę i spotkajmy się koło mojego domu.
        Na polanie było jeszcze mokro, ale im to nie przeszkadzało i wyruszyli, więc na nieznaną wyprawę. Ponurakowi od początku ten pomysł wydawał się dziwny, ale był ciekawy, co się wydarzy i poszedł z nimi.
- Obserwujcie, gdzie jest początek naszej tęczy- powiedziała Zosia.
- Wiecie co, polecę do góry i zobaczę, w którą stronę pójdziemy- zaproponował Bzyk i poleciał. Funia była tak zadowolona z tej wyprawy, że nie mogła doczekać się powrotu Bzyka.
- Jest, leci!- krzyknęła, gdy go ujrzała.
- I co i co? Gdzie idziemy?- pytała zniecierpliwiona.
- Wiem już- mówił zagadkowo Bzyk.- Tęcza ma swój początek, no gdzie?
- Bzyku nie denerwuj mnie! - zdenerwowała się Funia.
- Już mówię. Zaczyna się ona nad strumykiem, koło wielkiego dębu.
- No to chodźmy. Nie ma na co czekać - dodała pospiesznie Funia.
Wszyscy więc pomaszerowali ścieżką w stronę strumyka. Idąc tak tą ścieżką, zdarzyły im się dwie przykre niespodzianki. Pierwszą pokrzywdzoną osobą tej wyprawy była Kasia. Niechcący poślizgnęła się na mokrym liściu trawy i wpadła w niewielką błotnistą kałużę. Kasia była cała oblepiona błotem. Bzyk z Obibokiem, gdy ją zobaczyli, tak zaczęli się śmiać, aż o mało nie popłakali się ze śmiechu. Natomiast Kasia rozpłakała się. Nawet Zosia i Kamilka nie potrafiły jej uspokoić.
-Ma-ma mnie wy-krzy-czy-czy- mówiła płaczącym głosem Kasia.
-Wstydźcie się!- krzyknęła na Bzyka i Obiboka Kamila.- Jak wam nie wstyd, śmiać się z czyjegoś nieszczęścia? Nieładnie!
 Ponurak też coś zamruczał pod nosem oburzony.
-Nie płacz- pocieszała ją Zosia- jak dojdziemy do strumyka to wypierzemy ci sukienkę i mama nie zauważy.
Kasia uspokoiła się myśląc, że Zosia ma rację.
Zaczęli więc maszerować dalej. Bzyk z Obibokiem szli z przodu i śmiali się jeszcze troszeczkę z upadku Kasi. A jak to czasem bywa i mówi nasze przysłowie: „Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku...” I tak się stało. Bzyk szedł odwrócony, przodem do Obiboka. Zaś tyłem do drogi, którą szli. I tym sposobem w pewnej chwili nie zauważył, że nad ziemią wystaje patyk. Uderzył w niego tak mocno, że aż upadł na ziemię i nabił sobie porządnego guza.
-Nic ci nie jest- zapytał przerażony Obibok.
-Nic- odpowiedział ze łzami w oczach.
-A widzisz. Nie trzeba było śmiać się z Kasi- pouczała go Kamila.- Teraz ty masz nauczkę. Nigdy nie śmiej się z innych.
-Zostawcie mnie w spokoju! Nic mi nie jest! Idziecie czy nie, bo pójdę sobie sam- burknął obraźliwie Bzyk.
-Idziemy- odpowiedzieli chórkiem.
Poszli więc dalej w stronę strumyka, tam gdzie znajduje się tęcza. Gdy tak szli, po drodze mijali krzak z poziomkami. Obibok pierwszy zauważył go. Stanął, oblizał się, podrapał w głowę i powiedział:
-Czekajcie. Jestem głodny, może zjem sobie odrobinkę.
-Masz rację. Ja też jestem głodna- odparła Kamila.- A ty Zosia?
-Ja też!
-I ja- odpowiadali po kolei.
-No to zabierajmy się do jedzenia- ucieszył się Obibok i nie myśląc więcej zerwał najładniejszą poziomkę.
Szybko zjadł ją i oblizał swe policzki ze soku tejże przepysznej poziomki. Gdy wszyscy już troszkę podjedli, Kasia powiedziała:
-Ruszajmy dalej, no szybciej- popędzała ich, myśląc ciągle o swej brudnej sukience.
Nikt z nich nie zorientował się wcale, że tęczy już nie ma, a oni wciąż maszerowali dalej w stronę strumyka. Kiedy doszli, Ponurak jako pierwszy zauważył, że tak naprawdę tęczy tu nie ma.
-I co? Doszliśmy do strumienia, a tu nic. Żadnej tęczy. Mówiłem, że to zły pomysł- odburknął znudzony Ponurak.
Funia aż usiadła z wrażenia.
-Słuchaj Bzyku- zdenerwowała się Zosia- gdzie jest ta tęcza, którą tu widziałeś?
-Noooo, była tu przecież- tłumaczył się Bzyk.
-Jak to była? Przecież widzę, że jej tu nie ma?
-No. Nie ma.
-A gdzie jest?
-Nie wiem. Była i już jej nie ma.
-Jak to możliwe? Chyba źle zobaczyłeś?
-Nie! Jak mówię, że tu była, to tu była?!-zdenerwował się Bzyk.
 Wtem ktoś przerwał ich sprzeczkę.
-Przepraszam - usłyszeli w zaroślach obcy głos.
-Kto tam jest?- spytała Funia.
Z zarośli wyszedł stary pan Czapla.
-Dzień dobry- powiedział.- Nazywam się pan Czapla.
-Dzień dobry- odpowiedzieli grzecznie.
-Niechcący usłyszałem waszą sprzeczkę, lecz nie rozumiem do końca, o co tak naprawdę się kłócicie.
-No, bo- zaczął Bzyk- to było tak. Zośka i Kamila zauważyły tęczę, która była bardzo piękna i postanowiły, że pójdziemy do początku tej tęczy. Mieliśmy się na nią wdrapać i zobaczyć, jak wygląda nasza Srebrna Polana. Ja zobaczyłem, że jej początek znajduje się właśnie tu, a tu po tęczy ani śladu. Ja już nic nie rozumiem. Przecież tu był jej początek.
-Ha! Ha! Ha!- śmiał się pan Czapla.- Ale mnie rozśmieszyłeś.
Przyjaciele popatrzyli na siebie ze zdziwieniem.
-Dlaczego?- spytała zdziwiona Zosia,  bo to był jej pomysł.
-Ha, ha! Dawno się już tak nie uśmiałem. Chcecie to wam powiem, że nigdy byście nie znaleźli jej początku.
-Jak to? Przecież tu był jej początek- upierał się Bzyk.
-A tak, to jest możliwe. Tęcza pojawia się zaraz po deszczu w piękny i słoneczny dzień. Jej piękno możemy podziwiać tylko przez parę minut i na pewno nie można na nią wejść. Tęcza to tylko takie złudzenie, ponieważ gdy promienie słońca odbijają się w strumień padającego deszczu powstaje właśnie tęcza.
- Ale z nas głuptasy- zawstydziła się Zosia.
- To z ciebie jest głuptas, bo to był twój pomysł-odparł z ulgą Bzyk.
- Nieprawda, wszyscy żeśmy się ośmieszyli- usprawiedliwiała się Zosia.
- Dziwny pomysł, mówiłem- zamamrotał Ponurak.
- Siedź cicho- odpowiedzieli mu chórem.
Kasia zaś nie wiedziała, co się dzieje, bo poszła nad strumyczek i tam wyprała swoją sukienkę i wysuszyła ją. Gdy wróciła zapytała:
-I co? Gdzie jest ta tęcza? Nie widzę jej? Czy to tu jest jej początek?
-O nie- usłyszała tylko tyle.
W drodze powrotnej opowiedzieli jej o wszystkim. Śmiali się też ze wszystkich swoich przygód. Z Bzyka i jego guza, z ubłoconej sukienki Kasi. A najbardziej śmiali się z tego, że nikt z nich nie domyślił się, że tęcza to piękno, które możemy tylko podziwiać.
Profil autora: emipat  ilość bajek publicznych(8) ilość bajek dnia(8)

 ocena czytelników: 8,25 (12 głosów)

oceń tę bajkę:

 



    Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. „Fundusze Europejskie dla rozwoju innowacyjnej gospodarki”